"Daj żyć kulturze" - pod takim hasłem w kilku miastach demonstrowali artyści i przedstawiciele sektora kultury. Nie godzą się, jak mówią, na pogrzebanie tej branży. Ze względu na ograniczenia związane z pandemią nie mogą normalnie pracować. Już teraz zamykane są teatry, a aktorzy, by przeżyć, zmieniają zawód. Protestujący chcą reakcji rządu i przedstawiają propozycje.
Nie ma tętniących życiem teatrów, w koncertowych salach dźwięki wybrzmiewają już z rzadka. Artyści boją się o jutro. - W środowisku jest rzeczywiście dramat totalny - mówi aktor Tadeusz Chudecki.
Dlatego pracownicy sektora kultury wyszli na ulice kilku polskich miast, żeby w ten sposób zwrócić uwagę rządzących na trudną sytuację, w jakiej się znaleźli. Demonstrowali między innymi w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy Szczecinie.
- Artyści, jak pokazał też nam COVID-19, są ignorowani, nie mają żadnych zabezpieczeń społecznych - ocenia Grzegorz Jarzyna, reżyser teatralny.
Zgodnie z obowiązującymi obecnie przepisami podczas spektakli, koncertów czy innych wydarzeń kulturalnych publiczność może wypełnić sale w jednej czwartej. To zbyt mało, żeby do biznesu nie dopłacać, jak mówią niektórzy przedstawiciele branży.
- Musieliśmy zamknąć siedzibę, mieliśmy swoją scenę. Nie stać nas na to, żeby utrzymać tę siedzibę. (...) Nie jesteśmy w stanie pokryć czynszu, nie mówiąc już o scenografii, aktorach, i tak dalej - podkreśla aktorka Izabela Mielczarek.
Artyści chcą rekompensat od rządu
Pod hasłem "Daj żyć kulturze" demonstrowali aktorzy, muzycy, ale też między innymi scenografowie czy pracownicy branży kreatywnej. Razem w Polsce jest ich około 300 tysięcy.
- Znakomita większość z nas nie ma milionów na kontach, tak jak społeczeństwo sądzi. Nie patrzcie tylko na to, co jest w kolorowych gazetach, i te kilkadziesiąt nazwisk, które - oczywiście - sobie na to zapracowały, tylko to jest naprawdę rzesza osób, która żyje tak jak wy, i ta rzesza osób nie ma z czego żyć od ośmiu miesięcy - tłumaczy wokalista Łukasz Choroń.
Sztuką dla niektórych będzie utrzymać się w artystycznej branży i nie zmieniać zawodu, żeby przeżyć.
- Dorobić praktycznie nie ma w ogóle gdzie, ponieważ restauracje też teraz w tym momencie są zamknięte, a to był jedyny jeszcze jakiś punkt zaczepienia sporej części artystów. Smutny, ale był - wyjaśnia aktor Adam Pietrzak.
- Już słyszę takie historie, że ktoś robi kurs na wózek widłowy, ktoś się zatrudnił jako kurier. Wszystko ok, żadna praca nie hańbi, absolutnie, natomiast, jeśli uświadomią sobie, że ktoś pracował od tego siódmego czy ósmego roku życia na to, żeby zostać muzykiem, no to jest to przykre - stwierdził jeden z uczestników protestu artystów w Krakowie.
Pracownicy sektora kultury domagają się działań od rządu. Chcą zwiększenia widowni podczas wydarzeń kulturalnych do minimum 50 procent widowni i zwolnienia ze składek ZUS tych, którzy mają działalność gospodarczą. Zarówno osoby na samozatrudnieniu, jak i freelancerzy - według propozycji - mieliby dostać rekompensaty w wysokości 80 procent, wyliczone na podstawie średniego miesięcznego dochodu z ubiegłego roku.
- Pięć tysięcy zarabiałem w zeszłym roku średnio. Tysiąc zarabiam w tym. Różnica jest 4 tysiące, robimy z tego 80 procent, czyli rząd dopłaca 3200 złotych - tłumaczy Łukasz Choroń, współorganizator protestu.
Rząd twierdzi, że już pomaga
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpowiada, że na przywrócenie limitu 50 procent widowni nie ma teraz szans.
- Panie Kaczyński, kiedy pan był w teatrze, kiedy pan był w filharmonii?! Nie ma pan czasu dla nas. Wy żyjecie bez kultury, wam kultura jest do niczego niepotrzebna, ale narodowi kultura jest potrzebna. I my nie zostawimy narodu bez kultury - podkreśla Tadeusz Chudecki.
Resort kultury zaznacza, że na pomoc artystom przeznaczył już 6 miliardów złotych i zakończył właśnie nabór wniosków do Funduszu Wsparcia Kultury. To kolejne 400 milionów złotych.
Środki pomocowe mogą być przeznaczone na pokrycie kosztów wynagrodzeń, także dla osób niezatrudnionych na etacie. Pieniądze trafią do instytucji kultury, organizacji pozarządowych i przedsiębiorców w listopadzie.
Zdaniem uczestników demonstracji ta pomoc nie jest wystarczająca i, co ważne, źle rozdzielana.
- Większość tych ludzi nie załapała się na żadną pomoc. Bo nie spełniają kryteriów, bo nie mają działalności, bo nie byli w stanie znaleźć umów z zeszłego roku, to są setki czynników, które tym ludziom nie pozwoliły otrzymać żadnej pomocy od państwa - wyjaśnia Łukasz Choroń.
Do aspektu materialnego w tej sprawie niektórzy artyści dodają jeszcze jeden.
- Ja, idąc na koncert, nie chcę zwariować. Potrzebuję tej kultury. Ludzie nie mieli gdzie wypuścić tego powietrza, które się w nich nazbierało, tego złego powietrza. (...) Tu już nie chodzi tylko o pieniądze, tu chodzi o naszą głowę - oświadczył piosenkarz Michał Wiśniewski.
Autor: Paweł Laskosz / Źródło: Fakty po południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24