Kazik mówi o swoich problemach ze słuchem i to z rozbrajającą szczerością. - Lekarze powiedzieli mi, żeby zmienić pracę - przyznaje i pokazuje aparat słuchowy. 70 procent ubytku słuchu to bardzo dużo, ale mając pomoc i dobre podejście, można obrócić to w żart. Można też wciąż pracować, o czym wie nie tylko Kazik, ale też Brian Johnson z AC/DC.
"Piekielne dzwony" ("Hells Bells") znów zabiją dla fanów AC/DC. Doniesienia o powrocie wokalisty Briana Johnsona i zapowiedź nowej trasy koncertowej w piorunującym tempie rozeszła się wśród fanów legendy rocka.
Po ponad 36 latach występów Johnsonowi groziła całkowita utrata słuchu. Z tego względu wokalista w 2016 roku wycofał się z życia publicznego. Jego miejsce na potrzeby koncertów zajął Axl Rose.
O tym, że zespół pracuje nad nową płytą, było wiadomo od dawna. Nikt jednak nie przypuszczał, że za mikrofonem ponownie stanie Brian Johnson.
Niespodzianka
"Od miesięcy krążyły plotki, że pracuje z zespołem i teraz powiedziano nam, że te plotki są prawdziwe" - napisał jeden z amerykańskich dziennikarzy powołując się na źródła blisko związane z zespołem.
"Brian korzysta ze specjalnych wkładek dousznych dla wykonawców, dzięki którym może dalej występować bez dalszej utraty słuchu" - wyjaśnił.
To, co cieszy publiczność, dla ucha muzyków jest ogromnym obciążeniem. Niektóre koncerty mogą mieć nawet 120-140 decybeli głośności, czyli tyle ile startujący odrzutowiec.
- Mamy to przez godzinę lub dwie na koncercie, albo dłużej. Do tego jeszcze próby. Także naprawdę narażenie takich muzyków jest bardzo duże - tłumaczy dr n. med. Aleksandra Sztuka-Babel, otolaryngolog.
"Zmienić pracę"
O tym na własnej skórze przekonał się założyciel zespołu Kult. - Tak głośno grającego zespołu na scenie jak Kult to nie ma w Polsce - uważa Kazik Staszewski, który zmaga się z tym samym problemem co wokalista AC/DC. Mimo pogarszającego się słuchu z występów nie zrezygnował.
- Mi lekarze oczywiście również to samo powiedzieli: zmienić pracę, przestać pracować w hałasie, ale co ja miałbym innego robić? - pyta.
Dlatego od kilku lat używa specjalnych dousznych aparatów. I po raz pierwszy mówi o nich przed kamerą.
- Zmuszony byłem używać w takim życiu codziennym. Coraz więcej ludzi mówiło do mnie niewyraźnie, takie miałem odczucie... "Weź popracuj nad dykcją", telewizor coraz głośniej, w samochodzie muzyka coraz głośniej. To zaczynało być męczące - wyznaje muzyk.
Wystarczyło bezpłatne badanie słuchu i krótka wizyta u laryngologa, by móc wrócić do świata dźwięków.
- Słyszę śpiew ptaków, szum drzew, kumkanie żab. Bardzo wiele fajnych rzeczy zacząłem słyszeć po przerwie - mówi muzyk.
Problemy
Aparaty pomagają Kazikowi funkcjonować w życiu codziennym, ale urządzenie kompresuje dźwięki, co ucho muzyka natychmiast wychwytuje.
- Często mam wrażenie, że słucham w ogóle innych piosenek, a to piosenki które znałem. Nie potrafię dostrzec już tej maestrii nagrania w ogóle. To niestety się skończyło - wyznaje.
Ale nie skończyły się koncerty. Podczas występów na żywo protezy nie są potrzebne. W życiu codziennym już tak. - Podchodzę do tego nie jak do jakiegoś dramatu, dużo gorsze rzeczy mogły mnie dopaść - mówi Kazik i dodaje, że ubytek słuchu w prawym uchu dochodzi do 70 procent, a w lewym - do 40 procent.
Kazik udowadnia, że diagnoza wcale nie oznacza końca kariery. Z wadą słuchu można sobie poradzić, a nawet z niej żartować.
- Muszę powiedzieć że mam przewagę nad ludźmi dobrze słyszącymi. Dopiero jak sobie zafundowałem aparaty, dotarło do mnie w jakim potwornym hałasie my żyjemy. I ja mogę sobie ten hałas wyłączyć zawsze. Wyjmuję sobie aparaty, a wy musicie w tym hałasie siedzieć 24 godziny na dobę - mówi Kazik.
Najbliższy koncert zespołu Kult na tegorocznym Pol'and'Rock Festiwal. Wokalista deklaruje, że będzie grał tak długo, jak długo ludzie zechcą go słuchać.
Autor: Marta Balukiewicz / Źródło: Fakty po południu
Źródło zdjęcia głównego: tvn24