Choć w Rosji nazywa się je wyborami, to tak naprawdę plebiscyt popularności Władimira Putina. Ci, którzy nie boją mu się jawnie sprzeciwić, będą mieli dodatkową możliwość, by wyrazić swoje niezadowolenie. Aleksiej Nawalny w jednym z ostatnich wpisów w mediach społecznościowych opublikowanych, zanim zmarł w kolonii karnej, apelował do Rosjan, przeciwników Putina, by w wyborczą niedzielę przyszli pod lokale wyborcze punktualnie w południe, żeby zobaczyli, jaka jest w nich siła.
Wybory w Rosji nie są ani wolne, ani uczciwe. To właściwie formalność służąca przedłużeniu kadencji Władimira Putina. - Chciałbym zobaczyć jakieś zmiany. Chciałbym, żeby to państwo wyglądało inaczej - mówi Maksim, mieszkaniec Jakucka. - Nie spodziewam się niczego dobrego. Wszystko będzie złe. Jak do tej pory - dodaje Władimir, mieszkaniec Moskwy.
Obok Putina na kartach do głosowania widnieją co prawda trzy nazwiska, ale są to kandydaci partii lojalnych wobec Kremla i jego polityki. Borys Nadieżdin i Jekaterina Duncowa, którzy sprzeciwiali się wojnie w Ukrainie, z przyczyn formalnych nie zostali dopuszczeni do udziału w wyborach. - Byli ludzie, którzy chcieli głosować na mnie i Nadieżdina. Chcieli zakończenia specjalnej operacji wojskowej - mówi Jekaterina Duncowa.
Kreml wykorzystuje wszystkie możliwe środki, by zachęcić jak najwięcej obywateli do udziału w głosowaniu. W wielu regionach organizowane są loterie. Rosjanie mogą zdobyć m.in. bilety na transport publiczny, bony do kawiarni, samochody, a nawet mieszkania. Według dokumentów, do których dotarł jeden z estońskich portali, Putin na propagandę wyborczą przeznaczył równowartość ponad pięciu miliardów złotych.
- Starsze pokolenie ogląda telewizję, dlatego kiedy zaczyna się rozmawiać ze starszymi ludźmi i delikatnie namawia się ich do zmiany poglądów, nie rozumieją, że można myśleć inaczej. Nie rozumieją, jak to jest nie idealizować władzy państwowej i nie zgadzać się z tym, co mówi władza - zaznacza Liza Kaznacewa, rosyjska aktywistka. Putinowi zależy na wysokiej frekwencji. Według źródeł, na które powołuje się agencja Reuters, niektórzy menadżerowie państwowych spółek każą swoim pracowniom wysyłać zdjęcia kart do głosowania.
Kosztowna hucpa
Wybory potrwają do niedzieli. Trzydniowe głosowanie poprzedziły zmiany w konstytucji usuwające limit kadencji Władimira Putina. Uprawnionych do głosowania jest ponad 112 milionów ludzi. Wśród nich mieszkańcy ukraińskich obwodów okupowanych przez Rosję. - Może nasze życie zmieni się na lepsze, może zapanuje pokój i ludzie przestaną umierać - mówi Maria, mieszkanka okupowanego Mariupola.
Według Centrum Lewady - niezależnego rosyjskiego ośrodka badawczego - Putin cieszy się poparciem przekraczającym 80 procent, chociaż wiarygodność danych sondażowych w Rosji jest dyskusyjna. Rosjanie boją się źle mówić o Putinie. Większości obywateli łatwiej jest pozostać biernym i podporządkować się zasadom dyktowanym przez Kreml. - Kolejne wybory odbędą się w 2030 roku. Po trzech dekadach sprawowania władzy Putin bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje potwierdzenia swojego przywództwa. Kandydaci opozycji zostali uciszeni, podobnie jak Aleksiej Nawalny. Wybitny krytyk Putina, który w zeszłym miesiącu zmarł w kolonii karnej - podkreśla Matthew Chance, korespondent CNN w Moskwie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Wybory w Rosji. Władimir Putin i trzech "oponentów"
Akcja "W południe przeciwko Putinowi"
Dwa tygodnie przed śmiercią Aleksiej Nawalny nawoływał Rosjan do protestów i wzięcia udziału w akcji "W południe przeciwko Putinowi". Apel ponowiła wdowa po Nawalnym. - Julia Nawalna wezwała Rosjan, by w niedzielę w południe przyszli do lokali wyborczych i zagłosowali albo zniszczyli swoje karty do głosowania, albo po prostu tworzyli tłum. Rosyjskie władze, które zakazały wszelkich form protestu, dały jasno do zrozumienia, że jest to nielegalne - donosi Clare Sebastian, korespondentka CNN w Londynie.
W lutym były współpracownik Nawalnego - Leonid Wołkow - stwierdził, że wybory w Rosji to cyrk. Opozycjonista wezwał Rosjan do protestów. We wtorek Wołkow został zaatakowany przed swoim domem w Wilnie. Według litewskich władz atak najprawdopodobniej został zorganizowany przez rosyjskie służby specjalne. Kreml nie komentuje sprawy.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS