Putin i jego wewnętrzny krąg są absolutnie wściekli z powodu zdecydowanej roli, jaką odgrywa Polska w pomocy Ukrainie - stwierdził w "Faktach o Świecie" TVN24 BiS Władimir Miłow, rosyjski opozycjonista i były wiceminister do spraw energetyki Rosji. Współpracownikiem więzionego Aleksieja Nawalnego komentował także wizytę prezydenta Chin w Moskwie oraz mówił o nastrojach, jakie w związku z agresją Rosji na Ukrainę panują na Kremlu.
Monika Tomasik: Dmitrij Miedwiediew powiedział, że jakakolwiek próba aresztu Władimira Putina przez jakikolwiek kraj będzie uznana za deklarację wojny. Czy sądzi Pan, że Putin nadal jest nietykalny, czy też coś się zmieniło?
Władimir Miłow: Wydaje mi się, że administracja Kremla w tej chwili bardzo ostrożnie musi przeanalizować wszelkie potencjalne ryzyka wynikające z jego międzynarodowych podróży, w tym również z tranzytu przez kraj, na który będzie przelatywać. Jest to doskonały wskaźnik, że zawsze kiedy Miedwiediew nagle się pojawia publicznie z takiego rodzaju histerią, to znaczy to, że dana kwestia naprawdę bardzo mocno Kreml zabolała. To było widać w perspektywie tego, że Ukraina może odebrać Krym zbrojnie. Teraz to. To jest jasny wskaźnik tego, że Kreml jest bardzo zaniepokojony tym, co mogły zrobić określone kraje i tym, że mogłyby próbować go (Putina - przyp. red.) aresztować.
Monika Tomasik: Był Pan częścią - lata temu - rządu Rosji. Zna Pan Kremla od środka. Jak Pan sądzi, czy ten nakaz może jakoś wpłynąć na elity Kremla, czy też nadal stoją oni po stronie Putina?
Władimir Miłow: Wydaje mi się, że większość, jeśli nie 100 procent ludzi w rosyjskiej elicie rządzącej, jest przeciwnych temu, co robi Putin z różnych powodów, ale nikomu się nie podoba ten bałagan, w który Putin Rosję wciągnął. Natomiast trzeba brać pod uwagę to, że bieżąca elita jest w dużej mierze kontrolowana, niezdolna do działań i strasznie się boi. To są ludzie monitorowani codziennie. Nadal mam masę ludzi, których znam, którzy są częścią rządu, którzy powtarzają mi, że de facto nie są w stanie rozmawiać w cztery oczy o tym, jak bardzo nie podoba im się polityka Putina, bo jest to niebezpieczne. Boją się, że ktoś może ich nagrać. Więc jest ogromna różnica między elitą, która jest niezadowolona z tego, co się dzieje, a tym, czy ta elita coś zrobi. Natomiast Putin i jego ekipa trzymająca władzę to są ludzie, którzy doskonale znają się na biurokracji i międzynarodowym prawie. Więc jest to bardzo ważny znak, że cała ta mowa o tym, żeby Putina ściągnąć do Hagi jako zbrodniarza wojennego, przechodzi w tej chwili w bardzo konkretne dokumenty, to znaczy nakaz aresztowania. To jest niezmiernie ważne i to uruchomi szereg mechanizmów z punktu widzenia biurokracji, działań prawnych i oni rozumieją, jak to działa, dlatego właśnie tak bardzo się boją.
Monika Tomasik: Wiedząc to, czy osobiście wierzy Pan w to, że Putin będzie osądzony?
Władimir Miłow: Niekoniecznie. Natomiast to, co się liczy, to to, że jest spychany do kategorii nietykalnych zbrodniarzy wojennych, co dalej go odizoluje. I naprawdę dla mnie ten nakaz to jest pierwszy krok, ponieważ w tle tego wszystkiego zobaczymy dużą dyskusję na temat utworzenia dużego międzynarodowego trybunału dla ścigania Putina i jego zbrodniarzy wojennych. Oni to wszystko odbierali jako słowa, nic poważnego. Teraz Międzynarodowy Trybunał Karny nie bał się wydać nakazu o aresztowanie przeciwko Putinowi osobiście. To znaczy, że idea trybunału i ścigania zbrodniarzy wojennych staje się o wiele bardziej namacalna niż ci ludzie sobie wyobrażali. To jest istotne, a nie natychmiastowe konsekwencje, ryzyko aresztów czy coś takiego.
Relacje Rosji z Chinami
Monika Tomasik: Prezydent Chin odwiedził Putina w Moskwie w tym tygodniu. Rosja i Chiny ogłosiły szerszą i bliższą współpracę. Jak pan sądzi, czy Putin dzięki temu stał się silniejszy?
Władimir Miłow: Oj nie, to była zupełnie pusta wizyta. Musiała być bardzo rozczarowująca dla Putina. Chiny nie dały rady bardziej zaangażować się w pomoc Putinowi. Czy to gospodarczo, czy to wojskowo. Jest jedno proste kryterium. Odkąd zaczęła się wojna, trzynaście miesięcy temu, duża część zachodnich spółek wyszła z Rosji, a rosyjski rząd mówił, że to nie jest żaden problem, bo przecież zastąpią ich Chińscy inwestorzy. No i jakoś nikt nie przyszedł. Nikt. Ani jedna duża firma, ani jeden projekt ze strony chińskiej się nie pofatygował, więc wydaje mi się, że to jasne. To jest główny kryterium tego, jak można oceniać sukces tej współpracy, czy też jego brak.
Monika Tomasik: Nie było decyzji na temat kolejnego nowego gazociągu Siła Syberii 2. Na ile istotny jest ten projekt dla rosyjskiej gospodarki?
Władimir Miłow: Mamy Siłę Syberii 1, która zdecydowanie przynosi straty. Cena, po której sprzedają gaz Chińczykom, jest znacząco niższa niż to, co było obiecywane, kiedy ten kontrakt był podpisywany dziewięć lat temu, w maju 2014 roku. Zdecydowanie Chiny nie potrzebują więcej gazu od Rosji, przynajmniej bez znaczących zniżek. Dostawy gazu na wschód są o wiele droższe niż eksport do Europy, więc ogólnie jest to zabawa, na której Rosja traci. Nie jest to dziwne, że całe to gadanie o gazociągu Siła Syberii 2 od lat kończy się w niczym. Rosja po raz pierwszy w 2015 roku mówiła, że podpisali jakieś podstawowe warunki kontraktu na ten nowy gazociąg. Okazało się, że było to fantazją. Nic się nie dzieje, żadnych dokumentów, żadnych przełomów. Jest to zupełnie jasne, że to wyłącznie Putin mówił o tym nowym kontrakcie, ale nic nie było powiedziane ze strony chińskiej. Pełna cisza.
Monika Tomasik: Czy sądzi Pan, że Chiny pomogą Rosji poradzić sobie z europejskimi sankcjami?
Władimir Miłow: Chiny potrzebują Rosji, bo Putin naprawdę robi dużo, aby ograniczyć zachodnie zasoby i wysiłki na rzecz pomocy Ukrainie, na czym generalnie Chiny korzystają. Ale Chiny nie są zainteresowane tym, żeby wejść w całości w tę grę, ponieważ też nie zarządzają i nie kontrolują tej wojny i całej sytuacji. Więc najprawdopodobniej będą Rosji dostarczać jakieś minimalne zasoby na podtrzymanie życia, które wystarczą, aby reżim Putina kontynuował swe trwanie, ale nie sądzę, aby realnie byli zainteresowani dużym wsparciem dla Rosji, no bo nie są wcale pewni, że Putin wszystkie te zasoby wykorzysta efektywnie. Absolutnie nie mają pewności co do zdolności jego armii, jego zdolności zarządzania gospodarką. Więc to tylko podtrzymanie życia, nic poważnego.
Monika Tomasik: Jak pan sądzi, co z tym wsparciem Rosji chińską bronią? Czy jest to kwestia czasu?
Władimir Miłow: Nie, sądzę, że do tego nie dojdzie. Jeżeli Chiny zaczną dostarczać poważne systemy uzbrojenia czy też sprzętu wojskowego, to będzie to miało bardzo poważne implikacje reputacyjne. Prawdopodobnie doprowadzi do reakcji z zachodu, ale znowu nie może to wpłynąć na sytuację na polu walki. Putin po prostu na to nie pozwoli. Ja znam Chińczyków dość dobrze, byłem w negocjacjach z nimi od lat. Oni nigdy nie inwestują zasobów, jeżeli nie są w stanie nimi zarządzać i kontrolować sytuacji. Duża część strat reputacyjnych i problemów z tego wyniknie, jeśli te broń dostarczą, ale żadnego zysku. Chiny nie mają wpływu na sytuację i wydaje mi się, że szacują zdolności Putina do kontynuowania tej wojny co najwyżej słabo. Jako że armia Putina słabo sobie radzi, nie ma sensu, żeby inwestować w tego, kto przegrywa.
Sytuacja Polski
Monika Tomasik: Chcę zapytać Pana o Polskę, o sytuację w Polsce. Polska jest krajem, który logistycznie zajmuje się dystrybucją pomocy, która płynie na Ukrainę z całego świata. Ale jesteśmy też przedmurzem NATO. Co Pan sądzi o sytuacji Polski, o naszym bezpieczeństwie w kontekście strategicznych planów i zdolności Putina?
Władimir Miłow: Muszę powiedzieć zupełnie szczerze, że z tego co wiem, Putin i jego wewnętrzny krąg są absolutnie wściekli z powodu zdecydowanej roli, którą odgrywa Polska w pomocy i dostarczaniu rzeczy na Ukrainę. Naprawdę staje się ona głównym punktem wejścia, przez który płynie cała międzynarodowa pomoc. Uwierzcie mi Państwo, Rosjanie są absolutnie wściekli. Ale sytuacja bezpieczeństwa nie jest definiowana tylko tym, co Putin i jego sojusznicy myślą. Definiuje to też odporność. Jestem przekonany, że Polska i kraje środkowej, centralnej Europy doskonale rozumieją to ryzyko. Rozumieją z czym i z kim mają do czynienia. Jestem przekonany, że poziom gotowości na plany awaryjne, na jakąkolwiek możliwą sytuację, jest bardzo wysoki. Widzimy, że dobrą wiadomością jest to, że armia Putina ponosi porażkę za porażką w Ukrainie. Więc pytanie brzmi, czy Putin jest zdolny zrobić cokolwiek innego, cokolwiek więcej? Cała jego operacja wojskowa na Ukrainie poniosła koszmarną porażkę. To znaczy, że tak, jak powiedział Biden w Warszawie, nie powinniśmy się bać. Ryzyko istnieje, poważne - tak, ale jest też gotowość, aby reagować na jakiekolwiek duże zagrożenia.
Autor: Monika Tomasik/kkow / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 BiS