Przez dziewięć miesięcy w Paryżu 50 uchodźców pracowało nad swoimi pomysłami na biznes, czyli start-upami. Teraz mają wejść z nimi na rynek i spróbować rozwinąć swoje przedsiębiorstwa. A to dopiero początek - bo podobny program ma objąć całą Europę. Wielu uchodźców to osoby wykształcone i przygotowane do pracy w konkretnych zawodach.
Oglądaj "Fakty z Zagranicy" od poniedziałku do piątku o 19:55 w TVN24 BiS
Oto historia jak z filmu, z prawdziwym happy endem. Niewiarygodna, choć przecież właśnie tak powinny się kończyć wszystkie historie uchodźców, którzy dostali się do Europy.
Dr Ryad Alsous jest zawodowym pszczelarzem. Pracował na uniwersytecie w Damaszku. - Pszczoły zapewniają mi spokój i bezpieczeństwo. Są moim życiem, są dla mnie wszystkim - podkreśla dr Alsous, pszczelarz i uchodźca z Syrii.
To właśnie dzięki pszczołom udało mu się odbudować normalne życie w nowym miejscu. Po ucieczce z Syrii, przedostał się do Anglii. Tu doceniono jego talent i ogromną wiedzę. Pomaga miejscowym zakładać pasieki. Uczy, jak opiekować się pszczołami. Pomaga też takim jak on, którzy dopiero wydostali się z wojennego piekła.
- W ramach Buzz Project pomagamy uchodźcom, prowadzimy szkolenia. Uczymy ich języka i zawodu. Takiego jak na przykład pszczelarz - tłumaczy Ryad Alsous.
Nie wszyscy mają tyle szczęścia
Takich bardzo pozytywnych przykładów jest więcej. Władze Paryża właśnie pochwaliły się pilotażowym programem o nazwie Place. Zostało nim objętych 50 uchodźców. Przez 9 miesięcy uczęszczali na kursy i warsztaty przedsiębiorczości.
"Faktom z Zagranicy" opowiedzieli o swoich nowych firmach. - Mój projekt to serwis internetowy, który łączy kucharzy z ich sąsiadami. Osobami, które mieszkają tuż obok i mają ochotę na domowe jedzenie - opowiadał Nabil, Syryjczyk, którzy skorzystał z pomocy.
- A mój projekt to platforma internetowa, która łączy syryjskie szwaczki z potencjalnymi klientami. Na rynku brakuje osób, które potrafią dobrze szyć - wskazała Sousana, również Syryjska mieszkająca we Francji.
To wymarzony, idealny scenariusz. Jednak rzeczywistość, zazwyczaj, wygląda inaczej. Tak jak na południu Włoch, gdzie setki imigrantów mieszkają w obozowiskach, w koszmarnych warunkach. Są zatrudnieni na pobliskich plantacjach owoców i warzyw. Pracują prawie jak niewolnicy i nie mają właściwie żadnych szans na zmianę życia.
- Warunki pracy są naprawdę bardzo ciężkie. Nie mamy normalnej umowy, nie dostajemy normalnej wypłaty. Warunki do życia też są bardzo trudne - nie ukrywa Galoume Madourie, pracujący imigrant.
W tym roku utonęło już 3 tys. uchodźców
Na greckiej wyspie Lesbos również nie brakuje uchodźców. Warunki życia też są tam skrajnie trudne. Różnica jest taka, że imigranci nie pracują. Koczują, czekają i wegetują.
- Moja żona będzie rodzić w lesie. Więc mam wrażenie, że mój syn, który się tam urodzi, będzie jak Mowgli, jak ten chłopiec bajki. Tyle, że to się dzieje naprawdę - podkreśla Bashar Wakah, uchodźca z Syrii, którego żona jest w dziewiątym miesiącu ciąży.
- To nie jest ludzkie życie. Nawet zwierzęta żyją lepiej, niż my - dodaje Anas Bakour, 23-letni uchodźca z Syrii.
To słowa tych, którym udało się przeżyć śmiertelnie niebezpieczną podróż przez Morze Śródziemne. W tym roku, tą drogą do Europy przedostało się ponad 161 tysięcy osób. Utonęły co najmniej 3 tysiące.
- Nie wiemy jak wielu innych leży na dnie morza albo zaginęło na Saharze. Nie musi tak być, ale tak jest, bo wiele krajów nie prowadzi odpowiedniej polityki - komentuje William Lacy Swing, dyrektor Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji. Mówi on o świadomym narażaniu życia imigrantów. Jego zdaniem, kryzys migracyjny jest do opanowania, ale wciąż brakuje woli politycznej.
Autor: Joanna Stempień / Źródło: Fakty z zagranicy TVN24 BiS