Obywatelki Szwajcarii organizują protesty, domagając się pełnego równouprawnienia. W tym roku ich demonstracje miały też dodatkowy aspekt - solidarność z polskimi kobietami.
Szwajcaria jest znana ze swoich banków i z geopolitycznej neutralności. Z ekskluzywnych zegarków i z czekolady. Jednak nie jest znana z równego traktowania kobiet. To jeden z najbezpieczniejszych i najbogatszych krajów świata. Pod względem kwoty PKB na mieszkańca zajmuje obecnie czwarte miejsce. A jednak właśnie tam kobiety głośno krzyczą, że czas nierówności minął. - Krzyczałyśmy z całej siły, z głębi brzucha. Krzyczałyśmy tak głośno, że aż zaczęłyśmy się trząść. Nasz krzyk połączył się w jeden głos. To było niesamowite uczucie jedności i wspólnoty - mówi Morgan Aeschlimann z Genewy.
Protesty przeciwko dyskryminacji kobiet odbyły się w kilkudziesięciu miastach jak zwykle 14 czerwca, w rocznicę wpisania równości płci do szwajcarskiej konstytucji. To nie jest krzyk rozpaczy, a raczej gniewu i buntu. Choć trudno w to uwierzyć, Szwajcarki zarabiają o około jedną piątą mniej od Szwajcarów. W Unii Europejskiej ta średnia różnica w płacach między mężczyznami a kobietami wynosi niecałe 13 procent, a w Polsce tylko 4,5 procent. Dlatego symbolicznie uczestniczki protestów uznają, że w Szwajcarii od godziny 15:24 kobiety pracują za darmo. Co więcej, zdecydowana większość kobiet pracuje tam tylko na część etatu, choć deklarują, że wolałyby pełnowymiarową pracę. Nic zatem dziwnego, że w 2023 roku demonstracje odbywały się pod hasłem "Płaca, czas, szacunek". - Równe prawa zostały przegłosowane kilka dekad temu, ale wciąż nie zostały wprowadzone w życie. Mówią nam, że nie mamy na co narzekać, bo dostałyśmy to, czego chciałyśmy, ale w rzeczywistości nie dzieje się nic, żeby polepszyć sytuację kobiet - ocenia Francoise Nyffeler, współorganizatorka protestu.
Walka o równość
Szwajcaria była jednym z ostatnich rozwiniętych państw, które przyznały kobietom prawa wyborcze - częściowo w 1971 roku i pełne po wyroku Sądu Najwyższego dopiero w 1990 roku. Przypomnijmy, że Polkom prawo do głosowania przyznał Józef Piłsudski tuż po I wojnie światowej. - To skandal, że wciąż w pracy i w miejscach publicznych jesteśmy ofiarami dyskryminacji i molestowania. Nikt nas nie chroni. Nikt nas nie słucha - alarmuje Karine. W protestach nie chodzi tylko o pieniądze. Szwajcarki przypominają o ofiarach przemocy domowej, głośno krzyczą o dyskryminacji mniejszości seksualnych. W 2023 roku Szwajcarki pamiętały także o dramacie Polek. - Solidaryzujemy się z kobietami w Polsce, którym odebrane zostały prawa decydowania o swojej podmiotowości, o swojej integralności cielesnej, o swoim ciele. Więc próbujemy połączyć te dwa wydarzenia - wyjaśnia Agnieszka Kamińska, dziennikarka, autorka bloga "I'm not Swiss".
Szwajcarki tłumaczą, że muszą wychodzić na ulice, bo przyznane im prawa nie są egzekwowane i w jednej chwili, jedną ustawą, mogą zostać im one odebrane.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS