Niemal 300 kobiet ubiegać się będzie 6 listopada o miejsce w Kongresie USA. To absolutny rekord w historii Stanów Zjednoczonych.
Oglądaj "Fakty o Świecie" od poniedziałku do piątku o 20:20 w TVN24 BiS
Ich spoty wyborcze tworzone są z ogromnym rozmachem. Kandydatki do Kongresu USA chwalą się swoimi osiągnięciami.
- To ja. MJ Hegar. Weteranka amerykańskich sił powietrznych i matka. Te drzwi za mną to element mojego helikoptera. Tylko tyle zostało z maszyny, którą leciałam tamtego dnia - mówi w swoim spocie MJ Hegar, kandydatka do Izby Reprezentantów z Teksasu.
Mocno podkreślają, że są kobietami i pragną służyć ojczyźnie. Mają zamiar walczyć z uprzedzaniami, dyskryminacją i nic nie powstrzyma ich przed tym, by zasiąść w Kongresie. Tak licznie jak nigdy wcześniej, i to z obu głównych partii politycznych.
Rekordowa liczba kobiet
- Tak jak nasz prezydent jestem zmęczona poprawnością polityczną. Jestem pilotem i mówię jak jeden z nich - mówi kandydatka do Senatu z Arizony Martha McSally.
- Kobiety w biznesie nie zawsze są szanowane. Ukończyłam studia MBA, utworzyłam setki miejsc pracy, ale ciągle doświadczam przeszkód - mówi kandydatka do Izby Reprezentantów z Michigan Lena Epstein.
Te kobiety już czują się jak zwyciężczynie, bo nigdy wcześniej na listach wyborczych nie było ich aż tyle. Na mandat w Senacie lub w Izbie Reprezentantów liczy niemal 300 kobiet. Zdecydowana większość z nich, bo 75 procent, reprezentuje Partię Demokratyczną.
- To niesamowite, jak bardzo się wspieramy. Przechodzimy przez to samo, miło czuć taką kobiecą solidarność - mówi Jennifer Wexton, kandydatka do Izby Reprezentantów z Wirginii. - Najwyższy czas - uważa Mary Gay Scanlon, kandydatka do Izby Reprezentantów z Pensylwanii.
Efekt przesłuchań?
Tak liczna reprezentacja kobiet na amerykańskich listach wyborczych w tym roku to odzwierciedlenie społecznych nastrojów - efekt ruchów #metoo i Time's Up, efekt niedawnego przesłuchania w Senacie sędziego Bretta Kavanaugh, który został pomówiony o molestowanie seksualne, ale i tak został powołany do Sądu Najwyższego.
- Ruch #metoo jest ogromny. Po obejrzeniu przesłuchania Bretta Kavanaugh dotarło do mnie, że ludziom zupełnie nie zależy, że tkwimy ciągle w starym systemie - mówi Lauren Branigan, studentka z Nowego Jorku. - Najważniejsza dla mnie, to walka o prawa kobiet. Jako mężczyzna czuję, że nie mogę po prostu siedzieć i twierdzić, że ten problem mnie nie dotyczy - dodaje inny nowojorski student Harry Winlock.
Tegoroczne wybory przypominają te z 1992 roku, które przyniosły tak zwaną różową falę. W Kongresie pierwszy raz kobiety stanowiły wtedy tak liczną - 10-procentową - reprezentację. Ich motywacja była podobna. Rok wcześniej prawniczka Anita Hill oskarżyła o molestowanie seksualne kandydata do Sądu Najwyższego Clarence'a Thomasa. Przesłuchanie ich przed senacką komisją przelało czarę goryczy.
- Byłyśmy oburzone tym jak Anita Hill została potraktowana przez komisję, która składała się wyłącznie z mężczyzn. Byłyśmy wtedy zmotywowane, by kandydować tak licznie, jak nigdy wcześniej - wspomina Barbara Mikulski, była senator z Partii Demokratycznej.
- Byłam wtedy w domu. Oglądałam to przesłuchanie. Powtarzałam, że nikt nie pyta, o co ja bym pytała, gdybym tam siedziała i przesłuchiwała Clarence'a Thomasa. Potem oświadczyłam znajomym, że zamierzam kandydować do Senatu. Wytłumaczyłam im, dlaczego. Jak inaczej cokolwiek zmienić, jeśli nie masz głosu? - wspomina Patty Murray, była senator z Partii Demokratycznej.
Społeczne oczekiwania
Republikanie i demokraci musieli umieścić kobiety na listach wyborczych nie tylko dla idei, ale także z powodu oczekiwań wyborców. Uniwersytet Harvarda szacuje, że do urn 6 listopada pójdzie rekordowa liczba młodych osób, a dla sporej części z nich jedną z najważniejszych kwestii mają być właśnie prawa kobiet.
- To wspaniałe patrzeć na ten wielki ruch. Jestem oszołomiona spotami, tym, co widzę w internecie. Nie mogę się doczekać dnia wyborów, dnia, w którym dostaniemy się tak licznie do Kongresu. Będę krzyczeć "Hurra" - cieszy się Barbara Mikulski.
- Kluczowe jest, co stanie się po 2018 roku, czyli po tak zwanym roku kobiet. Co pokażą kolejne wybory. Co zobaczymy w 2020 roku - dodaje Betsy Fischer Martin, dyrektor Instytutu Kobiet i Polityki w American University.
Bo najbliższe wybory mają być dopiero przedsmakiem prawdziwej kobiecej rewolucji w amerykańskiej polityce.
Autor: Justyna Zuber / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS