Ważą się losy kandydatury Ursuli von der Leyen na stanowisko szefowej Komisji Europejskiej. Niemiecką polityk zaproponowała Rada Europejska, ale wybór ten nie spodobał się w europarlamencie. Europosłowie największych frakcji podkreślają, że "przyszłość Europy nie może być dłużej rozstrzygana w wyniku tajnych umów zawieranych za zamkniętymi drzwiami".
Oglądaj "Fakty o Świecie" od poniedziałku do piątku o 20:20 w TVN24 BiS.
Na głowę Donalda Tuska posypały się w europarlamencie gromy. Europosłom nie podoba kandydatka na szefa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, a konkretnie to, że jej kandydatura została przeforsowana w niedemokratyczny sposób.
- Przyszłość Europy nie może być dłużej rozstrzygana w wyniku tajnych umów zawieranych za zamkniętymi drzwiami - mówił Gonzalez Pons, wiceszef Europejskiej Partii Ludowej.
- Przywódcy Unii nie mogą sobie po prostu kłaść na stole swojej kandydatury i kazać nam na nią głosować - dodawała Iratxe Garcia Perez, przewodnicząca frakcji Socjalistów i Demokratów.
Ursula von der Leyen musi uzyskać absolutną większość w europarlamencie, by objąć stanowisko. Donald Tusk przekonuje europosłów, że unijni przywódcy dokonali właściwego wyboru.
- Czuję się szczęśliwy i dumny, że uzyskaliśmy idealną równowagę płci na najważniejszych stanowiskach. To bardzo pozytywna zmiana. Europa nie tylko mówi o kobietach, ale wybiera kobiety - przekonuje Donald Tusk, szef Rady Europejskiej.
Von der Leyen już rozpoczęła kampanię, która ma przekonać sceptyków. Kandydatka zapewnia, że chce słuchać i uczyć się.
- Czuję się nieco przytłoczona i zaszczycona nominacją. Kiedy o niej usłyszałam, to postanowiłam, że moim pierwszym przystankiem będzie Strasburg i rozmowy z parlamentarzystami. Bo europarlament to miejsce, gdzie bije serce europejskiej demokracji - przekonuje Ursula von der Leyen.
"Polityczne szachrajstwo"
Los von der Leyen może zależeć od europosłów z partii populistycznych i skrajnie prawicowych. Ich głosy mogą okazać się niezbędne, jeśli kandydatki nie poprą frakcje socjalistów i Zielonych. A lewica - zwłaszcza ta niemiecka - przekonuje, że von der Leyen to bardzo zły wybór.
Niemieccy krytycy Ursuli von der Leyen przypominają, że od lat jest jednym z najniżej ocenianych polityków. Część mediów oskarża ją o niegospodarność w kierowanym przez nią resorcie obrony. Najwięcej zastrzeżeń wobec kandydatki na przewodniczącą Komisji Europejskiej mają partie lewicowe - Zieloni i SPD.
Były szef socjaldemokratów Sigmar Gabriel nazwał nawet nominację von der Leyen "bezprzykładnym aktem politycznego szachrajstwa".
Szachrajstwem ma być odrzucenie wszystkich tak zwanych wiodących kandydatów największych partii.
Przez całą kampanię do europarlamentu wyborcy słyszeli, że na czele Komisji Europejskiej staną Manfred Weber, Frans Timmermans albo Margrethe Vestager. Brali udział w oficjalnych przedwyborczych debatach, zyskali głosy wyborców, po czym zostali odstawieni na boczny tor.
- Nie podoba nam się to, że pani von der Leyen została nominowana, choć nie brała udziału w wyborach do europarlamentu - uważa Malu Dreyer, wiceprzewodnicząca partii SPD.
- Nie mamy pewności, co się stanie, ale w naszej partii panuje oburzenie na sposób wyboru pani von der Leyen - dodaje Reinhard Butikofer, wiceprzewodniczących partii Zielonych.
Wiodący kandydaci mieli być odpowiedzią na zarzut, że najważniejsza osoba w Unii, czyli szef Komisji Europejskiej, nie pochodzi z demokratycznego wyboru. Z takim zarzutem zmagał się przez pięć lat Jean-Claude Juncker. Podobny problem będzie miała Ursula von der Leyen, jeśli uzyska poparcie europarlamentu.
Autor: Jakub Loska / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS