Nawalny nie bał się Putina, ale wiedział, że może za to zapłacić najwyższą cenę. W opublikowanym dwa lata temu filmie dokumentalnym powiedział wprost: "jeśli zdecydują się mnie zabić, to oznacza, że jesteśmy potężni. Musicie wtedy użyć tej mocy. Nie poddawajcie się!". Na kilka tygodni przed pseudowyborami prezydenckimi w Rosji słowa te nabierają nowego znaczenia.
Trzeba co najmniej dwójki dzieci na rodzinę, jeśli Rosja ma przetrwać. Takich rad Władimir Putin udzielał w czwartek młodym pracownikom fabryki zbrojeniowej na Uralu. - Jeśli chcemy przetrwać jako grupa etniczna lub grupy etniczne zamieszkujące Rosję, to w każdej rodzinie musi być co najmniej dwójka dzieci. Jeśli z kolei mamy się rozwijać, to potrzeba co najmniej trójki dzieci - stwierdził rosyjski dyktator. Można pomyśleć, że ta wizyta to element kampanii wyborczej, bo w Rosji wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie. Wyboru jednak nikt nie będzie mieć. - To tak naprawdę jest kolejne ustanowienie na stołku prezydenckim obecnego dyktatora, jakim jest Putin - wyjaśnia Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Powodem śmierci Nawalnego miał być "zakrzep krwi". Lekarz opozycjonisty w to nie wierzy
Władimir Putin ubiega się o najwyższy urząd w kraju po raz piąty. Po 25 latach u władzy - czasem jako prezydent, czasem jako premier - nadal nie ma dość. Ogłosił to w grudniu w taki sposób. - Nie będę ukrywać, że w różnych momentach miałem różne myśli, ale teraz jest czas na podjęcie decyzji. (...) Będę kandydował na stanowisko prezydenta Federacji Rosyjskiej - zakomunikował Putin. Ta deklaracja nikogo nie zaskoczyła.
71-letni polityk specjalnie zmienił konstytucję, by po 2024 roku móc rządzić nawet jeszcze dwa razy, czyli do 2036 roku. W międzyczasie w kraju zaktualizowano także przepisy dotyczące samego głosowania. - Zmiany ustawodawcze usunęły możliwość wprowadzenia niezależnych obserwatorów w lokalach wyborczych. Poza tym po raz pierwszy w wyborach ogólnokrajowych umożliwiono głosowanie elektroniczne. To absolutnie nieprzejrzyste. W ten system można wprowadzić dowolne dane liczbowe - podkreśla Władimir Miłow, rosyjski opozycjonista, były wiceminister do spraw energetyki Rosji.
Borys Nadieżdin podstawiony przez Kreml?
Władimir Putin może być pewny, że wygra. Jego krytycy albo już nie żyją, albo jeszcze żyją, ale są w więzieniu, albo przebywają za granicą. 15 marca Rosjanie otrzymają karty do głosowania, na których pojawi się wprawdzie kilku kandydatów opozycji, ale tylko symbolicznie. Żaden nie ma szans w starciu z człowiekiem, który ma niemal absolutną kontrolę. - Nie ma lepszego kandydata. Nie wyobrażam sobie innego. Będę głosować na Putina - zapowiada mieszkająca w Rosji Eugenia. - Mam nadzieję, że starczy mu zdrowia. Z różnych stron słychać wiele negatywnych rzeczy, ale wierzę, że Rosja go potrzebuje - dodaje mieszkający w Rosji Michaił.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Aleksiej Nawalny nie żyje
Według badania uniwersytetu w Chicago z listopada 2023 roku poparcie dla Putina jest w Rosji nadal wysokie. Jeszcze przed oficjalnym zgłoszeniem jego kandydatury sięgało 65 procent. 14 procent ankietowanych wyraziło brak poparcia dla Putina. Chociaż tych, którzy nie są jego zwolennikami, jest zdecydowanie mniej, to są oni coraz bardziej widoczni.
Polityk Borys Nadieżdin twierdził, że zebrał wymaganą liczbę 100 tysięcy podpisów, by w ogóle móc kandydować, ale Centralna Komisja Wyborcza to podważyła. - Każdy kandydat musi spełniać określone wymogi. W podpisach pod kandydaturą Nadieżdina stwierdzono wiele nieprawidłowości. Wiele podpisów uznano za nieważne. Nie ma co komentować. Komisja wyborcza przestrzega zasad - podkreśla Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy Kremla.
Wycinka oponentów
Nadieżdin odwołał się do sądu. Ten podtrzymał decyzję organu wyborczego. - Wygląda na to, że nie zostanę prezydentem. Oczywiście, była już tylko niewielka szansa, że Sąd Najwyższy przywróci moją kandydaturę, jednak teraz jest całkowicie jasne, że moje szanse na udział w kampanii wyborczej spadły całkowicie do zera - komentuje polityk. Nadieżdin był ostatnim ubiegającym się o start w wyborach politykiem, który otwarcie krytykował wojnę z Ukrainą.
Chociaż wielu rosyjskich opozycjonistów uważa, że był on podstawiony przez Kreml, to najwyraźniej w pewnym momencie stał się niewygodny. - Wiem, że są tacy ludzie, którzy twierdzą, że to poszło za daleko i źle się stało, że pozwolono Nadieżdinowi kandydować - mówi Władimir Miłow. W grudniu Centralna Komisja Wyborcza utrąciła też kandydaturę Jekateriny Duncowej, byłej dziennikarki, która postulowała natychmiastowe zakończenie wojny w Ukrainie. Postulowała też uwolnienie Aleksieja Nawalnego. Głosowanie w Rosji rozpocznie się 15 marca. Potrwa trzy dni.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS