Prezydent Korei Południowej został aresztowany i doprowadzony na przesłuchanie przed komisję ds. korupcji. Tym razem policja zmobilizowała odpowiednio większe siły i obrońcy prezydenta dali za wygraną. Przeciw prezydentowi toczy się procedura impeachmentu po tym, jak w grudniu wprowadził nieoczekiwanie stan wojenny w kraju.
Po trwającym kilka godzin impasie odsunięty od władzy prezydent Korei Południowej został aresztowany. Wcześniej Jun Suk Jeol zdążył nagrać przemówienie do narodu. - Kiedy zobaczyłem, jak przekraczają strefę bezpieczeństwa, używając sprzętu przeciwpożarowego, postanowiłem stawić się przed komisją do spraw korupcji. Uważam, że to dochodzenie jest nielegalne, ale chcę zapobiec rozlewowi krwi - powiedział.
Pierwsza próba aresztowania prezydenta miała miejsce na początku roku, ale uniemożliwiła to jego ochrona. Teraz służby były lepiej przygotowane. W akcji zatrzymania głowy państwa wzięło udział kilka tysięcy funkcjonariuszy.
- Byliśmy świadkami historycznej chwili. Po raz pierwszy urzędujący prezydent Korei Południowej został aresztowany i zabrany na przesłuchanie. Zwolennicy prezydenta nocowali tu, chcąc pokazać mu, że mimo ogłoszenia przez niego stanu wojennego stoją za nim i jego konserwatywną polityką - relacjonował Mike Valerio, korespondent CNN.
Tysiące zwolenników przed domem prezydenta
Jun Suk Jeol został przewieziony do siedziby biura do spraw korupcji, które ma 48 godzin na jego przesłuchanie. Polityk odmawia składania zeznań. Śledczy mogą wystąpić do sądu o kolejny nakaz zatrzymania prezydenta na maksymalnie 20 dni. Jeśli sąd odmówi wydania nakazu, Jun Suk Jeol zostanie zwolniony i będzie mógł wrócić do swojej rezydencji, przed którą zebrały się tysiące jego zwolenników.
- Uważam, że prezydent powinien zostać usunięty z urzędu, ale kiedy zobaczyłem jego twarz w telewizji, nagle zacząłem współczuć obywatelom naszego kraju - komentuje Lee Young Seok, mieszkaniec Seulu. - Choć mam prawie 70 lat, nigdy nie pozwolę, aby nasz kraj został przekazany w ręce opozycji - mówi Kim Wook-Hee, mieszkaniec stolicy.
Prezydent jest oskarżany o bunt i nadużycie władzy w związku z wprowadzeniem w grudniu stanu wojennego, który po naciskach parlamentu i opinii publicznej został odwołany w ciągu kilku godzin. Jun wielokrotnie bronił swojej decyzji, twierdząc, że ogłaszając stan wojenny, próbował chronić demokrację przed sympatykami z Korei Północnej.
Uważają, że dopuścił się zamachu stanu
Opozycja twierdzi, że Jun Suk Jeol dopuścił się zamachu stanu. - Musimy chronić naszą konstytucję, bronić naszej demokracji przed jej wrogami i uratować nasz kraj - przekonuje Jung Chung-Rae z Partii Demokratycznej.
W związku z wprowadzeniem stanu wojennego, który doprowadził do kryzysu politycznego w Korei Południowej, aresztowanych zostało kilku wysokich rangą urzędników, wśród nich dowódcy wojskowi i były minister obrony. Według śledczych ogłoszenie przez prezydenta stanu wojennego jest równoznaczne z próbą przeprowadzenia powstania. To przestępstwo, za które może grozić dożywocie, a nawet kara śmierci.
- Jestem pewien, że sąd uwzględni wniosek i prezydent zostanie usunięty ze stanowiska oraz oskarżony o popełnienie przestępstwa. Myślę, że niemal na pewno trafi też do więzienia. Trudno mi wierzyć w jego polityczne odrodzenie - komentuje Jeremy Chan z Eurasia Group.
W połowie grudnia prezydent został zawieszony w obowiązkach głowy państwa po przegłosowaniu przez parlament wniosku o jego impeachment. Teraz Trybunał Konstytucyjny musi zdecydować, czy zatwierdzić jego odwołanie, czy przywrócić go na stanowisko.
Pierwsza rozprawa odbyła się we wtorek, ale trwała zaledwie cztery minuty, bo - podobnie jak w przypadku przesłuchań w sprawie wprowadzenia stanu wojennego - prezydent nie zaszczycił sądu swoją obecnością.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/LEE JONG-KEUN/KOREA POOL