Skandaliczne zachowanie dyspozytorek pogotowia, które zignorowały prośbę o pomoc 22-letniej Naomi. Kobieta zadzwoniła, skarżąc się na ostry ból, ale dyspozytorki nie uwierzyły w słowa młodej dziewczyny. 22-latka zmarła mimo reanimacji. Sprawa wstrząsnęła całą Francją. W środę w Paryżu i Strasburgu odbyły się białe marsze, na których protestujący domagali się "sprawiedliwości dla Naomi".
Oglądaj "Fakty o Świecie" od poniedziałku do piątku o 19:55 w TVN24 BiS
- Jeśli nie powie pani, co się dzieje, to się rozłączę - usłyszała w słuchawce 22-letnia Naomi. Ostry, poirytowany ton dyspozytorki zszokował całą Francję. Głos Naomi drżał, był ledwo słyszalny, ale dyspozytorka nie potraktowała jej poważnie.
Naomi powiedziała dyspozytorce, że "bardzo ją boli brzuch", że "wszystko ją boli". W odpowiedzi usłyszała, że ma zadzwonić do lekarza.
Dopiero pięć godzin po tamtej rozmowie Naomi trafiła do szpitala, gdzie umarła pomimo reanimacji.
Porażka służby zdrowia
- Nic tutaj nie zadziałało. Tego dnia wszystko poszło nie tak. Wyjaśnimy tę sprawę i podejmiemy stosowne decyzje. Chciałabym też wiedzieć, dlaczego dowiaduję się 5 miesięcy po fakcie - komentuje sprawę Agnes Buzyn, francuska minister zdrowia.
22-letnia Naomi Musenga zmarła 29 grudnia w szpitalu w Strasburgu, ale dopiero w kwietniu sprawę opisał lokalny dziennik. Kobieta grała w orkiestrze, śpiewała w chórze, pracowała jako modelka. Osierociła dwuletnią córeczkę.
Bezpośrednią przyczyną śmierci Naomi był zawał i niewydolność wielonarządowa. Na razie nie wiadomo, co w tak młodym wieku mogło je spowodować.
Rodzina pragnie sprawiedliwości
- Rodzina chce wreszcie poznać odpowiedzi, których nie uzyskała od kilku miesięcy. Podstawowe pytanie brzmi: czy gdyby karetka przyjechała wcześniej, to kobieta zostałaby uratowana? - oświadczył prawnik rodziny Naomi, Mohamed Aachour.
- Po prostu ją spławiły. Kpiły z niej. Odłożyły słuchawkę w chwili, gdy ktoś błagał je o pomoc i mówił, że umrze. Tym kimś była moja córka - skarży się ojciec Naomi, Polycarpe Musenga.
To właśnie ton i postawa dwóch dyspozytorek, które rozmawiały z Naomi, wywołują takie oburzenie i sprzeciw. Kobiety, konsultując się ze sobą, wyśmiały jej objawy. - Pewnego dnia na pewno umrze. To pewne. Jak wszyscy - mówiła jedna. - No właśnie - przytakiwała druga.
- Żadna z kobiet przyjmujących zgłoszenie nie uwierzyła Naomi. I właśnie to jest niepokojące. Nie sądzę, żeby takie zachowanie było powszechne, ale z pewnością nie jest to odosobniony przypadek - stwierdził Patrick Pelloux, prezes Francuskiego Stowarzyszenia Lekarzy Ratowników.
Publiczne demonstracje
O sprawiedliwość, w imieniu Naomi, upominają się dziś setki Francuzów. Demonstrują w Strasburgu i w Paryżu.
Dyspozytorki skarżą się w mediach, że już zostały publicznie zlinczowane i że boją się wyjść na ulicę. Tłumaczą, że pracują w ogromnym stresie i że trudno, w lawinie fałszywych zgłoszeń, zidentyfikować te autentyczne. Na razie zostały odsunięte od pracy, a francuska prokuratura wszczęła śledztwo.
Autor: Joanna Stempień / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS