Mieli spędzić na orbicie osiem dni, są już dwa miesiące i nie mają jak wrócić. Dwoje astronautów, którzy na Międzynarodową Stację Kosmiczną dotarli na pokładzie kapsuły Starliner, nadal nie wie jak i kiedy wrócą. Kapsuła ma awarię, ale ustalenie, co ją spowodowało, to tylko jeden z problemów. Im dłużej trwa próba rozwiązania kryzysu, tym tylko więcej niewiadomych. Najnowszy scenariusz awaryjny zakłada, że załoga wróci na ziemię dopiero w lutym 2025 roku.
Statki kosmiczne to cuda techniki. Niemal niekończąca się plątanina kabli, rurek i przewodów. Nie tłumaczy to jednak awarii, a już tym bardziej tego, że gdy coś się zepsuje, konstruktorzy nie są w stanie tego zlokalizować. I właśnie w takiej sytuacji jest obecnie Boeing - producent kapsuły Starliner, której misja na Międzynarodową Stację Kosmiczną mocno się przedłużyła.
- Starliner ogólnie od lat boryka się z różnymi problemami technicznymi, ale najnowszym jego problemem, tym najbardziej aktualnym, jest to, że wycieka z niego hel. Przy czym hel jest tym medium, które odpowiada za poprawne działanie silników manewrowych i ogólnie napędu Starlinera - wyjaśnia Jakub Hajuś z "To Jakiś Kosmos".
Źródło awarii jest nieznane
Nagłówki mediów na całym świecie mówią o astronautach, którzy utknęli na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Boeing twierdzi, że tak nie jest. Inżynierowie z Seattle uważają, że są w stanie bezpiecznie sprowadzić astronautów na ziemię. To NASA nie jest skłonna podejmować takiego ryzyka. Sprawa jest trudna, bo misja, która miała potrwać osiem dni, trwa już ponad 60, a perspektywy na szybki powrót na ziemię są coraz bardziej niewyraźne.
- Wszystko sprowadza się do tego, że jeszcze półtora tygodnia temu NASA i Boeing stwierdzili, że znają przyczynę awarii, ale w tym tygodniu ogłosili, że tak naprawdę nie zgadzają się co do tego, co spowodowało wyciek. A bez określenia źródła awarii nie mogą ryzykować załogowego lotu tym statkiem - mówi Leory Chiao, emerytowany astronauta NASA.
Pomóc może Space X
Jeśli nie uda się sprowadzić astronautów Boeingiem, będą oni musieli poczekać na powrót kapsułą Dragon od konkurencyjnego Space X. Ta zadokuje do stacji kosmicznej we wrześniu z dwoma astronautami - zamiast czterech - dwa wolne miejsca na lot powrotny zajmą astronauci ze Starlinera, ale dopiero w lutym. Problem z wysłaniem dodatkowej kapsuły bynajmniej nie jest finansowy. Na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej po prostu brakuje miejsca.
- NASA Docking System ma swoje porty dokujące przy module Harmony Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i tam są dwa takie adaptery, więc w dwóch miejscach można się zadokować. I w tym momencie nie da się wysłać kolejnego statku typu Starliner albo Dragon do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej - informuje Jakub Hajkuś.
CZYTAJ TAKŻE: SpaceX ma ratować astronautów z orbity? NASA opóźnia start rakiety Elona Muska NASA nadal zakłada możliwość powrotu Starlinerem. Wymaga to jednak znalezienia usterki. Na razie przeprowadzone testy wskazują, że statek jest operacyjny i 27 z 28 silników manewrowych działa. Boeing dopuścił się jednak jeszcze jednego niedopatrzenia.
- Tutaj jednocześnie dowiedzieliśmy się innej niepokojącej rzeczy, że prawdopodobnie Boeing podczas różnych modyfikacji w tym Starlinerze wyłączył funkcję automatycznego oddokowywania, że ktoś musi być cały czas na pokładzie, mimo że te kapsuły wszystkie kosmiczne są w 100 procentach autonomiczne, to jednak w tym Starlinerze ktoś musi być na pokładzie, żeby to zrobić - wskazuje Jakub Hajkuś.
Bardzo niepokojący sygnał
Tę kwestię pewnie uda się wyeliminować za pomocą aktualizacji oprogramowania. Awaria Starlinera, z resztą nie pierwsza, to bardzo niepokojący sygnał. Był to pierwszy, testowy lot tej kapsuły na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Projekt jest mocno opóźniony i jak widać, niedopracowany.
- Od kilku lat coś złego tam się dzieje. Czy to jest może powód tej fuzji z Lockheed Martin, nikt tego dokładnie nie wie, ale ostatnie miesiące, ostatnie lata, pokazują, że amerykański rząd wpłaca im pieniądze na budowę na przykład Starlinera, ponad cztery miliardy dolarów, a oni nie dowożą tego projektu, a ponadto są stratni ponad półtora miliarda dolarów - komentuje Hubert Kijek, prowadzący programu "Kijek w Kosmosie" TVN24 BiS.
Dlatego pojawiają się doniesienia, że przyszłość Starlinera może być zagrożona. Teraz najważniejsze jest jednak bezpieczeństwo astronautów. Suni Williams i Butch Wilmore to bardzo doświadczeni pracownicy NASA. Na razie wspierają resztę załogi stacji, a dodatkowe ręce do pracy oznaczają, że astronautom uda się zrobić więcej. W tej chwili na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przebywa dziewięcioro ludzi, a NASA zapewnia im odpowiednie zapasy dzięki dostawom realizowanym przez transportowe kapsuły Northrop Grumman.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Boeing