Tuż obok zgliszcz centrum handlowego powstał memoriał, miejsce hołdu, gdzie ludzie przynoszą kwiaty, baloniki i naprawdę mnóstwo zabawek - relacjonuje z Kemerowa Andrzej Zaucha. Jak dodaje korespondent "Faktów" TVN w Rosji "miasto jest w depresji" po tragicznym pożarze, w którym żywcem spłonęły co najmniej 64 osoby. Wśród ofiar było 41 dzieci, które nie były w stanie się uratować i w ostatnich chwilach dzwoniły do rodziców, mówiąc "żegnaj".
Oglądaj "Fakty z Zagranicy" od poniedziałku do piątku o 19:55 w TVN24 BiS
Reporter "Faktów" TVN jest na miejscu tragedii. Obok centrum handlowego, w którym miał miejsce pożar powstał specjalny memoriał, gdzie ludzie przynoszą kwiaty, baloniki i mnóstwo zabawek. - Kemerowo jest przybite, w depresji i we łzach - mówi Zaucha.
- Wiele osób mówi, że dzieci zginęły w zamkniętej sali kinowej - relacjonuje. - Salę zamknięto po tym, kiedy sprawdzono bilety, kiedy seans się zaczął. W środku było kilkadziesiąt dzieci, które nie były w stanie się uratować. Dzwoniły do swoich rodziców. Błagały o pomoc, mówiły, że się palą. A potem wiele z nich żegnało się po raz ostatni ze swoimi rodzicami - zaznacza dziennikarz.
- Tych ofiar mogło nie być - dodaje reporter i mówi, że rodziny są zrozpaczone i wściekłe, bo "w Rosji nie przestrzega się prawa". Zdają sobie sprawę z tego, że ta tragedia mogła wydarzyć się w każdym innym mieście w tym kraju.
- W każdym centrum handlowym mogło się zdarzyć dokładnie to samo, czyli każdy, kto idzie do kina, czy pobawić się ze swoimi dziećmi w dowolnym mieście tego kraju, ryzykuje ich i swoim życiem. To ludzi strasznie rozwściecza, dlatego w Kemerowie padają straszliwe oskarżenia - mówi korespondent.
Bez politycznych konsekwencji?
- Mieszkańcy domagają się dymisji władz miasta i gubernatora, który rządzi tym obwodem od ponad dwudziestu lat. Bardzo wielu ludzi w różnych miastach Rosji domaga się odejścia Władimira Putina. Rzuca wobec niego ciężkie oskarżenia, że to on, po 18 latach u władzy doprowadził do tego, że ten system zabija ludzi - mówi Zaucha.
Zdaniem korespondenta, Putin bardzo się boi politycznych konsekwencji. - Zrozumiał, że musi działać. Przyjechał tutaj, zaczął studzić emocje i nastroje. Kilkadziesiąt godzin później ogłosił żałobę narodową, choć nie miał zamiaru tego robić - podkreśla korespondent "Faktów". - Mimo, że w mieście panuje bardzo smutny nastrój, wydaje się, że nie będzie poważnych konsekwencji dla Władimira Putina - dodaje reporter.
Źródło: Fakty z zagranicy TVN24 BiS