- Rozmawiałem z korespondentem jednej z gazet holenderskich, który powiedział, że to normalne; że u nich zawsze tak chodzą ludzie (- na wybory - przyp. red.). Po prostu czują, że od czasów powojennych muszą - powiedział w "Faktach z Zagranicy" Roman Imielski, publicysta "Gazety Wyborczej", komentując ponad 80 proc. frekwencję w trakcie środowych holenderskich wyborów parlamentarnych. Odnosząc się do sytuacji w Polsce stwierdził, że w kwestii frekwencji "rzeczywiście mamy problem". - To pokłosie PRL - stwierdził dodając, że "nie wykształciliśmy społecznego nawyku pójścia i powiedzenia: ten mój głos jest ważny". - Niestety prawda jest taka, że rzecz jest bardziej skomplikowana. W Ameryce frekwencja jest żenująco niska. W wyborach prezydenckich teraz była mobilizacja. Przy Obamie była mobilizacja. I przy Kennedym była mobilizacja - powiedział natomiast drugi gość Adam Szostkiewicz, publicysta tygodnika Polityka. Jego zdaniem oznacza to, że "przeciętny zjadacz politycznego chleba musi poczuć, że coś jego, w jakimś sensie, osobiście dotyczy".
Autor: Fakty z Zagranicy