Trzy scenariusze i trzy głosowania. Theresa May przedstawiła we wtorek plan głosowań Izby Gmin w sprawie brexitu. Ostatnie z głosowań - w przypadku odrzucenia umowy z UE i odrzucenia wariantu wyjścia bez umowy - dotyczyłoby możliwości opóźnienia brexitu. Ale to rodzi pewne konsekwencje dla państw Unii.
Oglądaj "Fakty o Świecie" od poniedziałku do piątku o 20:20 w TVN24 BiS.
Brytyjska premier przedstawiła we wtorek plany przeprowadzenia w marcu trzech kluczowych głosowań w sprawie przyjęcia projektu umowy z UE. Według planu May, posłowie zagłosują ponownie nad nowym, negocjowanym obecnie tekstem porozumienia z Unią Europejską najpóźniej we wtorek 12 marca.
Gdyby nie poparli porozumienia, dzień później głosowaliby nad tym, czy Wielka Brytania powinna zdecydować się na wyjście ze Wspólnoty bez umowy.
W razie ponownej porażki takiego wniosku, kolejnego dnia - w czwartek 14 marca - otrzymaliby szansę na poinstruowanie rządu, aby przedłużyć proces opisany w artykule 50. traktatu UE i w efekcie opóźnić brexit.
Brytyjscy europosłowie, Polski problem
Bardzo ważny w przypadku opóźnienia brexitu byłby termin, do kiedy Wielka Brytania miałaby opuścić Unię, bo jeśli termin wyjścia zostanie przesunięty dalej niż pierwszy dzień lipca 2019 roku, będzie to oznaczało, że do nowego Parlamentu Europejskiego wejdą jeszcze brytyjscy europosłowie.
Pociąga to za sobą kilka problemów. Część z nich - jak choćby to, czy Londyn musi zorganizować wybory w maju, czy wystarczy, że przedłuży kadencję obecnych europosłów lub Izba Gmin wskaże posłów tymczasowych - leży po stronie brytyjskiej.
Ale problemy pojawią się także po stornie państw członkowskich, w tym Polski.
Wielka Brytania opuszczając UE zwolni 73 mandaty europosłów. W związku z tym już w czerwcu 2018 roku ustalono, że liczba euromandatów zmniejszy się z 751 do 705. 46 mandatów zostanie zamrożonych na potrzeby rozszerzania się UE w przyszłości. Pozostałe 27 mandatów zostanie rozdzielone pomiędzy 14 krajów UE, które obecnie są niedoreprezentowane.
Po pięć dodatkowych mandatów otrzymają Francja i Hiszpania, po 3 mandaty - Włochy i Holandia, a dwa dodatkowe mandaty przypadną Irlandii. Po jednym dodatkowym mandacie otrzymają Szwecja, Austria, Dania, Finlandia, Słowacja, Chorwacja, Estonia, Rumunia i Polska.
Zatem zgodnie z tym ustaleniem, w tegorocznych eurowyborach Polacy wybierać będą 52 swoich przedstawicieli do PE. W poprzednich wyborach - w 2014 roku - wybrali ich 51.
"Konieczne jest pilne uregulowanie tej kwestii"
I tu jest problem. Bo jeśli kraje Unii najpierw wybiorą większą liczbę europosłów, a potem brexit się opóźni, to ktoś do Parlamentu nie wejdzie, mimo że został wybrany.
Irlandia już się nad sprawą pochyliła i wskazała, którzy z wybranych europosłów będą musieli poczekać na brexit.
Polska jednak nie przewidziała takich rozwiązań. W postanowieniu, które podpisał prezydent, jest mowa o wyborze 52 europosłów i nie ma ani słowa o tym, kto straciłby mandat, gdyby jednak brexit się opóźnił.
Uwagę na ten problem zwróciła PKW, która skierowała do prezydenta, marszałka Sejmu, marszałka Senatu oraz premiera pismo w tej sprawie.
PKW wskazuje, że przepisy Kodeksu wyborczego nie dają podstaw do ustalenia i wskazania, który z 52 wybranych w Polsce posłów do PE miałby w takiej sytuacji nie objąć mandatu na początku kadencji. "Brak takiego wskazania mógłby uniemożliwić objęcie mandatów przez wszystkich wybranych posłów, konieczne jest zatem pilne uregulowanie tej kwestii w drodze ustawowej" - uważa PKW.
Zdaniem Komisji, określenie zasady stanowiącej podstawę wskazania posła do PE, który miałby nie objąć mandatu na początku kadencji, wymaga przeanalizowania określonego w przepisach Kodeksu wyborczego sposobu ustalania wyników wyborów.
Autor: Maciej Sokołowski, dln / Źródło: Fakty o Świecie TVN24/PAP