Posłowie PiS sprzeciwili się i dodatek węglowy przeszedł bez poprawek Senatu. Rząd jednak zapewnia, że dodatek otrzymają również ogrzewający domy innymi surowcami niż węgiel. Ustawa w tej sprawie ma wpłynąć do Sejmu we wrześniu, ale Polacy już nie mają czasu - dostają rachunki i chcą pomocy teraz. Dlatego opozycja zarzuca rządzącym spóźnienie i brak przygotowania do sankcji, o które rząd zabiegał.
Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa przedstawiła w piątek szczegóły dodatku, jaki rząd ma wprowadzić dla ogrzewających domy innymi surowcami niż węgiel. Opozycja jednak już mówi o dwóch podstawowych mankamentach. Jako pierwszy wymienia spóźnienie.
- Rząd obiecuje wiele po czym - zgodnie z dyspozycją marszałek Sejmu - wszyscy rozjechali się na wakacje. Przypominam, że następne posiedzenie Sejmu jest dopiero w połowie września - mówi Borys Budka, poseł Platformy Obywatelskiej.
Drugi problem, na jaki zwraca uwagę opozycja, to pieniądze. - Rząd działa w logice zrzucania pieniędzy z helikoptera - ocenia Hanna Gill-Piątek, posłanka z Koła Parlamentarnego Polska 2050. - Trzeba umieć dobrze adresować taką pomoc - dodaje Marek Belka, były premier.
Koszt propozycji minister Moskwy to ponad dziewięć miliardów złotych. Dodatek węglowy - uchwalony już przez Sejm - to szacunkowo koszt 11,5 miliarda złotych. Razem to ponad 20 miliardów złotych. Ta kwota to mniej więcej połowa rocznego kosztu programu 500 plus.
Ze względu na rozdawanie pieniędzy czeka nas kolejny wzrost inflacji - ostrzega Marek Belka i dodaje, że rząd prowadzi "jawnie i agresywnie proinflacyjną politykę".
Bez kryterium dochodowego
Lewica proponuje z kolei kryterium dochodowe dla dopłat do ogrzewania. Pomoc wówczas miałaby być skierowana tylko do gorzej sytuowanych. To zdaniem polityków ograniczy wydatki i inflację. Jak mówi poseł Dariusz Wieczorek, kryterium mogłoby być uzależnione od średniego wynagrodzenia na osobę w gospodarstwie domowym za ubiegły rok.
Rząd uważa, że kryterium dochodowe nie jest potrzebne. - Podwyżka jest czymś obiektywnym. Ktoś ma określone źródło ogrzewania w domu, więc jest to system sprawiedliwy - zaznacza minister Anna Moskwa.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że podwyżki cen wcale nie są obiektywne, bo nie wszyscy je tak samo odczuwają. - To niestety jest sytuacja, kiedy kupujemy sobie głosy wyborców - uważa Bartłomiej Derski, prawnik i ekonomista z portalu wysokienapiecie.pl.
Rządowy program zakłada, że wzrost rachunków za ciepło dla osób z centralnym ogrzewaniem mieszkaniach może wynieść maksymalnie 40 procent wobec cen ubiegłorocznych. Wyższe koszty rząd zrekompensuje ciepłowniom, co obniży rachunki mieszkańców. Natomiast osoby, które same ogrzewają domy, dostaną dodatek rożnej wysokości - zależnie od paliwa.
Opozycja na razie nie deklaruje poparcia, czeka na gotowy projekt. - Zobaczymy, jakie będą szczegóły, bo kota w worku od PiS-u nie warto kupować - zaznacza Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL.
Polsce grożą stopnie zasilania?
Paliw na rynku jest mało - mówią eksperci i dodają, że zamiast hojnie dopłacać, rząd powinien nakłaniać ludzi, by oszczędzać surowce.
- Jeżeli mamy za mało dostaw gazu, za mało dostaw węgla, to jeżeli nie oszczędzimy, to będziemy mieli reglamentację i stopnie zasilania - wyjaśnia Bartłomiej Derski.
Stopnie zasilania to pojęcie znane z czasów komunizmu, czyli planowe ograniczenia dostaw energii, by uniknąć niekontrolowanych wyłączeń. W praktyce może oznaczać przerwy w zasilaniu w konkretnych godzinach czy porach dnia.
- To jest efekt nieprzemyślanej decyzji o wprowadzeniu embarga z dnia na dzień. Trzeba było to zrobić, jak pozostałe kraje Unii Europejskiej, czyli najpierw się przygotować - uważa Janusz Steinhoff, były minister gospodarki.
Rząd PiS chciał być jednak w awangardzie sankcji i wielokrotnie krytykował zachodnich partnerów za zbyt wolną reakcję na agresję Moskwy.
Autor: Maciej Knapik / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24