Białorusini sprzeciwiający się Łukaszence nie dają się złamać. Wciąż protestują i domagają się zmiany systemu. W tej walce najbardziej symboliczne są gesty milicjantów, którzy swoje mundury wyrzucają do śmieci oraz słowa Białorusinów, którzy pytają: ileż można się znęcać nad narodem?
Aresztowani po protestach Białorusini opowiadają, że byli bici, że w piecioosobowych celach siedziało po 30 osób. Wspominają także, że dostali do podziału jeden bochenek chleba na dwa dni.
- Niczego złego nie zrobiłem. Kazali mi siedzieć i mnie pobili - opowiada mężczyzna zwolniony z aresztu w Mińsku.
- Siedzieliśmy razem, zjednoczeni wspólną ideą. To dawało siłę - wspomina wypuszczony po czterech dniach z aresztu Paweł.
Przed więzieniem o zaostrzonym rygorze 50 kilometrów od Mińska są rodziny i wolontariusze gotowi odwieźć do domów tych, którzy są zwalniani.
- Pracujemy, rozdajemy jedzenie i wodę każdemu, kto przychodzi. To wszystko przywieźli zwykli ludzie - mówi wolontariusz Aleksiej.
Protesty nie ustępują
Już piąty dzień trwają protesty na Białorusi i starcia z oddziałami milicji, które wybuchły po wyborach prezydenckich. Demonstrujący wciąż wierzą w zwycięstwo, wolność i demokrację, mimo że są zastraszani i prześladowani.
- Ileż można się znęcać nad narodem? To jest nienormalne, to jest nie do wytrzymania. Usłyszcie nas, prosimy. Kochamy ten kraj, chcemy w nim żyć i wychować tutaj swoje dzieci - mówi w rozmowie z "Faktami" mieszkanka Mińska.
Teraz organizowane protesty w stolicy Białorusi mają przebiegać spokojniej. Mieszkańcy Mińska chcą pokazać, że chcą zmian, ale bez przemocy i bez agresji.
- Mam nadzieję, że OMON i specnaz, po miesiącach protestów będzie wyczerpany i pomyśli, że to co robią nie ma sensu - mówi Siarhiej, mieszkaniec Mińska.
"Nie mogę nosić tego munduru"
W sieci pojawia się coraz więcej nagrań, na których widać, jak białoruscy milicjanci zrzucają mundury i wyrażają solidarność z narodem. Niektórzy z nich swoje uniformy wyrzucają do śmietnika, inni nawet je palą.
- Składałem przysięgę swojemu narodowi i patrząc na to, co się dzieje, po prostu nie mogę się pogodzić z tym, gdzie służyłem. Nie mogę nosić tego munduru i trzymać go w domu - mówi jeden z milicjantów na nagraniu udostępnionym na Twitterze.
Gromadzą się w różnych miejscach
W wielu miejscach Białorusini przerywają pracę i idą protestować. Na ulice wyszli pracownicy zakładu nawozów azotowych w Grodnie. Udział w protestach biorą również członkowie Państwowego Chóru Akademickiego. Przed budynkiem filharmonii odśpiewali pieśń "Mahutny Boża" (Boże Wszechmogący).
W ostatnich dniach z pracy w państwowych mediach zrezygnowało również kilku dziennikarzy. Wśród nich jest Siarhiej Kazłowicz, który w mediach społecznościowych napisał, że praca w telewizji była jego snem z dzieciństwa, ale musiał podjąć niezależną decyzję i teraz szuka nowego zatrudnienia.
Uładzimir Burko jako prowadzący program "Arsenał" w telewizji Białoruś 1 opowiadał, że białoruska armia jest najdzielniejsza i wszyscy oficerowie są wzorem do naśladowania. Teraz apeluje do żołnierzy, by się opamiętali.
- Nigdy, nawet w najgorszym śnie nie pomyślałbym, że żołnierze i sprzęt, o którym opowiadałem, mogą zostać wykorzystane przeciwko własnemu narodowi - mówi były już prowadzący.
Stanowcza odpowiedź Łukaszenki
Protestujący domagają się, by władze uznały, że to ich kandydatka Swiatłana Cichanouska pokonała w wyborach Alaksandra Łukaszenkę.
Jednak urzędujący prezydent o protestujących ma swoje zdanie. - Rdzeniem tych tak zwanych protestów są ludzie z kryminalną przeszłością i bezrobotni, dlatego uprzejmie proszę i ostrzegam: znajdźcie sobie pracę - mówi Alaksandr Łukaszenka.
Autor: Andrzej Zaucha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN